Majowa niedziela, piękna pogoda - idealne warunki na rowerowy wyjazd.
Do Braniewa jadę pociągiem, 100km w 3 godziny - rowerem byłoby szybciej.
Już tu byliśmy, więc mijam miasto i szukam pałacu w Rudłowie.
Rudłowo - ruiny znajdują się praktycznie w granicach miasta po prawej stronie drogi do Chruściela.
Ze wspaniałej posiadłośi rodziny Gramsh istniejącej tu od XVI w. pozostały tylko ruiny pałacu i zarośnięty park z olbrzymimi drzewami.
Jadę brukową drogą w kierunku Pierzchał, wiaduktem przejeżdżam nad dawną autostradą Berlin - Królewiec.
Pierzchały - we wsi zaglądam do kościoła, którego początki sięgają XIV w.
W pobliżu znajduje się zapora i elektrownia na Pasłęce, które niestety ominąłem.
Zbaczając trochę z trasy zajeżdżam na most nad Pasłęką rozlewajacą się szeroko jako jezioro Pierzchalskie.
Chruściel - we wsi uwagę zwraca XVIII w. kościół i kilka kapliczek.
W Zaporowie skręcam w lewo do oznaczonej leśnej ścieżki dydaktycznej, trzeba przyznać zorganizowanej bardzo ładnie z opisami drzew, zwierząt, życia lasu i jeziora.
Jednak nie piękny o tej porze roku las robi na mnie największe wrażenie.
Na tym terenie znajduje się cmentarzysko kurhanowe z wczesnej epoki żelaza czyli sprzed jakichś 2500 lat.
Wrażenie jest niesamowite - pośród lasu rozrzuconych jest kilkanaście kurhanów i ziemno-kamiennych kręgów,
w których prochy swoich zmarłych składali dawni mieszkańcy tych terenów. Ziemne wały mają klika, kilkanaście metrów
średnicy a w ich wnętrzu z kamieni poukładane są kręgi, gwiazdy i inne kształty.
Badania archeologiczne z lat 80 doprowadziły do znalezienia szczątków naczyń, broni, narzędzi, ale ich twórcy owiani są mgłą tajemnicy. Miejsce jest naprawdę magiczne.
Leśną drogą w kierunku południowym opuszczam kurhany i jadę do wsi Ławki - to malowniczo położona miejscowość, w której centrum znajdują się kolejne ruiny pałacu prawdopodobnie rodu zu Dohna. Przed ruinami, stoi pomnik ofiarom I wojny światowej - podobnie jak wielu miejscowościach na tych terenach.
Piękną, i co ważne dla rowerzystów pustymi drogą jadę dalej przez Sopoty do Gładysz - byliśmy tutaj, więc tylko przejeżdżam koło ruin pałacu Dohnów.
Jadąc dalej podziwiam piękne krajobrazy doliny Pasłęki i kieruję się do Osetnika ? tutaj warto zobaczyć ruiny zburzonego w czasie wojny kościoła.
Chwalęcin - malutka, cicha wioska w której znaleźć można kolejną po Świętej Lipce, Krośnie i Stoczku perełkę polskiego baroku. Wybudowany w latach 1720-28 według planów Jana Krzysztofa Reimersa z Ornety kościół był wotum biskupstwa warmińskiego po przejściu przez te tereny zarazy. Skromny z zewnątrz kościół zachwyca barkowym wyposażeniem, a zwłaszcza polichromią pokrywającą sufit i ściany, która ukazuje różne sceny biblijne związane zwłaszcza z Krzyżem Świętym - gdyż pod takim wezwaniem jest kościół. Budowla otoczona jest typowymi dla warmińskiego baroku krużgankami.
Po tylu wrażeniach można już spokojnie wracać do domu, jeszcze tylko w Bażynach robię kilka zdjęć \"zamku\", który wybudował sobie jeden gospodarzy. Potem rozwijam kosmiczną prędkość na pasie startowym orneckiego lotniska i docieram do celu dzisiejszej podróży - Ornety.