Olsztyńska Strona Rowerowa http://www.rowery.olsztyn.pl/?r=71 Reszel Pieniężno-Górowo Iławeckie-Bartoszyce-Łankiejmy-Reszel-Czerwonka (165 km) Maciej Giernatowski <maciej dot giernatowski at poczta dot fm> :: 2003-12-12 18:38:55 Przy określeniu eskapady, którą odbyłem w czerwcu, nie wiedzieć czemu zaczęło się do głowy cisnąc obce słowo: treking. Makaronizm? Raczej - herbatyzm (herbacizm?). A gdzie nasze - ojczyste, piękne słowa? Włóczęga, włóczykij i obieżyświat... No właśnie. Tak właściwie można nazwać 1,5 dnia w środku tygodnia, które spędziłem na czerwcowej włóczędze. Założenia były dwa - wiatr w plecy i jazda po drogach po których jeszcze nie jechałem. No i ustalone miejsce noclegu. Spakowany poprzedniego dnia, po dniu pracy wyruszyłem pociągiem odjeżdżającym przed godziną 16-tą do Pieniężna. W Pieniężnie, z dworca PKP pojechałem od razu na wschód (wiatr zachodni) drogą do Lidzbarka. Ruch na drodze był znikomy, i okolica od razu zrobiła się pofałdowana - wiadomo - moja ulubiona kraina - Wzniesienia Górowskie. Borowiec - takiej kapliczki przydrożnej jeszcze nie widziałem. Aż dziw, że figura jeszcze nie zginęła. W Radziejowie, wsi lokowanej w 1326 roku obejrzałem gotycki kościół z drugiej połowy XVI wieku. W Lechowie opuściłem asfalt i skierowałem się na północ. Polnymi drogami między falującym, zielonym jeszcze zbożem rosnącym na okolicznych wzgórzach (ach te widoki!), przez Glądy dojechałem do Plut. Nad wsią lokowaną w 1326 roku góruje gotycki kościół Św. Wawrzyńca z XV wieku, a w okolicy jest jeszcze pruskie grodzisko Pelten. Nie był to jednak dobry czas na buszowanie po zaroślach. Zieleń przysłaniała większość rzeczy widocznych z daleka podczas innych pór roku, a spocony włóczykij w krótkich spodenkach i koszulce był niezłym kąskiem dla komarów, much i kleszczy. Dalej skierowałem się na północ i przez Dobrzynkę, Grotowo mijając tworzone na Wzniesieniach Górowskich stawy (brak jezior), powstałe na licznych tu rzeczkach i strumykach, dotarłem do Kandyt, wsi zapisanej po raz pierwszy w 1285 roku, gdzie dawny kościół ewangelicki z 1575 r. został zniszczony w 1945 roku i odbudowany dopiero w latach 80-tych ubiegłego wieku jako świątynia katolicka. Dzień pomału już się kończył i zostało jeszcze kilka kilometrów do Górowa Iławeckiego. W sumie przejechałem 55 km w 3,5 godziny po zupełnie nieznanych mi drogach. A tu jeszcze miałem cały następny dzień w perspektywie! A po zmroku.... Ognisko i cisza.... Ech! Następny dzień. Drogę z Górowa do Żywkowa opuściłem w Wojmianach. Przez Woryny, Bądle, Topilkajmy i Barciszewo dojechałem do osady Pilwa, gdzie znajduje się punkt wysokościowy 125,5 m.n.p.m. Liczyłem na rozległy widok i tak było. Widoczna w kierunku południowo-wschodnim dolina Łyny z Bartoszycami i przedpolem zaczynającej się Niziny Sępopolskiej to nie jedyna atrakcja tego miejsca. Zobaczyłem bunkier na szczycie wzniesienia. No tak! To system umocnień Trójkąta Lidzbarskiego z czasów II wojny światowej. Sprawdziłem jeszcze dwie kępy krzaków oddalone o kilkaset metrów, kryjące też bunkry, a raczej to co z nich pozostało po wysadzeniu ich w powietrze. Dalej był długi zjazd przez Łojdy do Bartoszyc. Obejrzałem mało popularne atrakcje tego miasta - doskonale utrzymany (sam widziałem pracujących tu razem żołnierzy Wojska Polskiego i Bundeshwery) cmentarz wojenny z I wojny światowej gdzie pochowano prawie setkę żołnierzy armii niemieckiej poległych głównie podczas tzw. Bitwy nad Jeziorami Mazurskimi. Ciekawostką jest, że właśnie z mieszczącego się w Bartoszycach głównego sztabu kierowano działaniami zwycięskiej VIII armii niemieckiej. Zajechałem na rynek i obejrzałem jeszcze siostrę „naszej” olsztyńskiej Baby Pruskiej i ruszyłem czym prędzej z gwarnego miasta polną drogą na wschód, biegnącą w widłach Łyny i linii kolejowej Bartoszyce - Korsze.. Jakaś szeroka ta droga? I tak przeorana? No tak - tablica - poligon wojskowy... Zagłębiłem się w las. Po kilku kilometrach zobaczyłem bramę wjazdową iście z „Ogniem i mieczem”. To folwark Pieny. należący do majatku Wiatrowiec będącego od XIX wieku w posiadaniu zniemczonej rodziny Kobylińskich wywodzących się od polskiej szlachty ariańskiej. W dali widać konie - pewnie to stadnina. Wyjechałem w Wiatrowcu. Dalej już było asfaltem, na południe przez wieś Sokolica do szosy Bartoszyce - Kętrzyn w Łabędniku gdzie jest pałac rodziny von Gro:benów z 1717 roku i gotyckikościół z końca XIV wieku. Ruszyłem dalej do Korsz. Ruch tirów jednak na szosie był dość duży, więc w Łankiejmach, gdy jeden z nich przeleciał obok mnie o pół metra zmieniłem plan i skręciłem na południowy-wschód w podrzędną drogę. Przez dawne folwarki - Suśnik i Trzeciak kieruję się do Reszla. W mieście od razu podjechałem pod zamek, gdzie za złotówkę (jedną!!!) zwiedziłem zamek, i zostawiłem rower pod czujnym okiem na parkingu. Na dziedzińcu można podziwiać prace artystów (obok jest też galeria sztuki) oraz posiedzieć przy napitku zakupionym w restauracji. Wspiąłem się na wieżę, skąd można podziwiać Reszel z góry i zszedłem do zimnych lochów. Warto obejść zamek dookoła i zejść do parku miejskiego nad rzeką Sajną by tam zobaczyć gotycki most. Zagłębiłem się w uliczki miasteczka, które zachowało pierwotny układ urbanistyczny wraz z wieloma zabytkowymi i ciekawymi budynkami. Lubię się powłóczyć po takim sennym i ładnym miasteczku. Z Reszla wyjechałem drogą na Bisztynek, by w Satopach skręcić na Lutry. Stąd znanymi już i opisywanymi drogami, przez Biesowo, Czerwonkę docieram do Wipsowa by po 10-ciu godzinach i 110 km na rowerze wrócić pociągiem do Olsztyna. Sam jestem bardzo zadziwiony ile można zobaczyć przez 1,5-ra dnia. A co dopiero podczas wielodniowego treki....Yyyy...Wielodniowej włóczęgi na chybił-trafił. Bardzo, bardzo zachęcam. Zobacz też trasy: Nizina Sępopolska Wzniesienia Górowskie |
powrót |