Olsztyńska Strona Rowerowa http://www.rowery.olsztyn.pl/?r=101 Na wschód od Olsztyna Ostrzeszewo-Klebark Wlk.-Bogdany-Nikielkowo-Track (35 km) Michał Żebrowski <meickel at wp dot pl> :: 2005-04-19 20:02:25 Jest lipiec 2003 r. W Bogdanach pod Olsztynem rozpoczyna się zjazd potomków Karola Pileckiego. Żeby połączyć przyjemne z pożytecznym, siadam na rower i po drodze do Bogdanów poznaję podmiejskie okolice na wschód od Olsztyna. Mapa trasy 1/2 Pogoda słoneczna, ale nie upalna, poprzedniego dnia padało. Startuję na ul. Żołnierskiej. Przez Oś. Mazurskie wyjeżdżam na skraj miasta. Zjeżdżam ze skarpy i rozpędem ciągnę ścieżką wydeptaną w polu aż do plaży nad Jez. Skanda. Skręcam w ul. Plażową i jadę na Ostrzeszewo. W Ostrzeszewie wyjeżdżam na szosę - przedłużenie al. Piłsudskiego. Na wąskim, przedwojennym wiadukcie nad linią kolejową na Szczytno zatrzymuję się, żeby przepuścić samochód z przeciwka. Zanim się rozpędzę, patrzę na żelazne bariery na podjeździe: to XIX-wieczne szyny. Szosa do Klebarka Wielkiego: widok i zapach wilgotnych pól w pełnym słońcu. Niestety ferma drobiu w Ostrzeszewie co tydzień zatruwa okolicę smrodem padliny. W Klebarku Wielkim przy drodze po prawej prawdopodobnie stara karczma, obecnie sklep wiejski, z lewej droga, wyłożona betonowymi płytami, prowadzi obok opuszczonego PGR-u na Wójtowo - między dawnymi pastwiskami, które przekształciły się w przepiękne łąki. Na wschodnim skraju wsi po obu stronach szosy rozciąga się cmentarz. Część po prawej jest prawdopodobnie starsza (zajmuje nieużyteczną skarpę) i bardziej zaniedbana. Widzę, że została świeżo oczyszczona z chwastów, i chwytam okazję do zbadania. Cmentarz mocno zdewastowany, najlepiej zachowały się groby ukryte w zaroślach; jedyna ciekawostka to odnowiony grób miejscowego proboszcza w XIX w., Juliusa von Grzymalla (podwójne "l" w niemieckiej pisowni oznaczało "ł"), potomka mazowieckiej szlachty, właścicieli niedalekich majątków w Tracku i Sapunach. Wyjeżdżam ze wsi, naprzeciw samotnego gospodarstwa zielony drogowskaz w lewo na Bogdany. Jadę porządną drogą gruntową, prosto przez skrzyżowanie, dwa razy w prawo na rozwidleniach. Po lewej mijam Rodberg, duże stare gospodarstwo z ładnym domem z wieżyczką. Droga zmienia się w typowo polną, za drugim strumykiem w prawo odchodzi piękna aleja, wysoko zarośnięta trawą, w której widać wąską ścieżkę. Skręcam, chwasty sięgają kierownicy, droga pod spodem jest na szczęście równa. Między stosami gruzów po sporym gospodarstwie ścieżka prowadzi do samotnego grobu. To miejsce nazywało się Rejak. Wracam na skrzyżowanie i skręcam w prawo. Zamiast drogi widzę przed sobą zarośnięty i podmokły rów. Koleiny po traktorach prowadzą na wzgórze i skrajem pola. Jadę środkiem między koleinami, w których stoi woda. Na szczęście skorupa wyschniętej gliny z wierzchu utrzymuje rower. Cały czas w górę, z prawej roztacza się rozległy widok na płynące równolegle Kanały Elżbiety i Kiermas, między nimi widzę pozostałości jeszcze jednego opuszczonego gospodarstwa. Na szczycie wzgórza zatrzymuję się na chwilę. Widzę kępę lasu nad Jez. Bogdańskim i czerwone dachy wsi. Próbuję zlokalizować elektrownię oznaczoną na przedwojennej mapie, zasłania ją ostatnie wzniesienie. Zjeżdżam w stronę wsi i trafiam na płot w poprzek pola. To w końcu droga publiczna. Przekładam rower i przechodzę pod elektrycznym pastuchem. Za zakrętem odcinek specjalny: głębokie koleiny, kałuże, hałda mokrych trocin, płoty z drutu kolczastego nie dają zejść na pobocze. Przekraczam Kanał Elżbiety po starym moście i jadę w prawo po grobli między Kanałem Elżbiety a Jez. Bogdańskim. Po lewej ceglana budka. Zaglądam do środka: zdewastowana turbina ślimakowa. Woda wlewała się przez rurę pod groblą i zasilała obecnie zarastające jezioro. Niestety czas nagli, zawracam do wsi i znajduję miejsce spotkania z rodziną. W przerwie spotkania wypuszczam się na wycieczkę wokoło jeziora. Jadę przez wieś szczytem wznoszącej się coraz wyżej skarpy. Osiągam najwyższy punkt brzegu, widzę jezioro w głębokiej kotlinie, z przeciwnej strony osłonięte lasem. Nieco wyżej ode mnie, nad jeziorem krąży myszołów. Znajduję na mapie jeszcze jeden ciekawy punkt: most na Kanale Kiermas. Jadę dalej na Kolonię Mokiny. Przed samym kanałem długi zjazd serpentyną po piaszczystej drodze. Most to współczesna betonowa kładka. Wracam. Mapa trasy 2/2 Następnego dnia pochmurno, padają przelotne deszcze, nadal ciepło. Jadę na ul. Poprzeczną po kolegę, razem wyjeżdżamy z miasta ul. Zientary-Malewskiej, skręcamy w ul. Tracką. Tracką przecina nasyp bocznicy. Wspinamy się i po wiadukcie, przekraczamy wykop linii kolejowej na Korsze. Idziemy po torach bocznicy. Widzimy z lewej zrujnowaną budkę dróżnika, przejazd dla brukowej drogi. Skręcamy w prawo w wąską dróżkę gruntową. W ziemi tkwią drewniane podkłady. Wchodzimy w las, dawny park majątku w Tracku, wokół pomnikowe lipy. Z lewej ścieżka do Jez. Trackiego. Skręcamy i wypatrujemy po lewej cmentarza na nieznacznym wzniesieniu. Jest to prawdopodobnie cmentarz rodowy rodziny Belianów i następnych właścicieli tutejszego majątku. Żeliwne krzyże i ogrodzenie ukradziono, widać ślady użycia spawarki. Dobra (i krzepka) dusza postawiła na powrót część kamiennego pomnika Georga Beliana, ojca sławnego burmistrza Olsztyna. Zawracamy, po drugiej stronie nasypu znajdujemy dalszy ciąg Trackiej, która włącza się ponownie w Zientary-Malewskiej. Zjeżdżamy w głęboką dolinkę, pod szosą przepływa strumień. Zatrzymuję się, żeby sfotografować stary przepust o nietypowym przekroju. Sąsiedni przepust pod nasypem kolejowym został świeżo przebudowany. W tym miejscu zaraz po wojnie krasnoarmiejcy wyrzucali z pociągów na wschód różne poniemieckie śmiecie. Ludność pobliskiego Nikielkowa zaopatrywała się tu w lekarstwa i materiały opatrunkowe, do dziś można wygrzebać z ziemi potłuczoną porcelanę stołową. Przed pierwszym gospodarstwem Nikielkowa skręcamy w lewo w drogę gruntową i na jej końcu znów w lewo między polami w stronę lasu. Atakują komary, których jest w okolicy wyjątkowo dużo. Zaczyna padać. Chowamy się do lasu. Droga zanurza się w głęboki wykop. Wypatruję po lewej ledwo widocznej ścieżki w górę skarpy. Wspinamy się pierwszym prześwitem, na górze nie ma ścieżki. Decydujemy iść dalej, zostawiamy rowery i przedzieramy się na oślep przez gęsty podszyt. Staram się widzieć skraj pola. Z trudem znajdujemy malutki cmentarz rodowy właścicieli majątku w Nikielkowie. Są tu tylko trzy groby, najstarszy pochodzi z 1875 r., ale pomniki należą do najciekawszych w pobliżu Olsztyna. Cmentarz został zaraz po wojnie splądrowany, mieszkańcy Nikielkowa uporządkowali go i ogrodzili. Odnajdujemy rowery. Skarpa rozmiękła od deszczu, zjeżdżam na kurtce z rowerem w rękach. Wracamy do szosy i jedziemy dalej na wschód. W środku wsi po lewej mijamy zdziczały park majątku, piwnice dworu są zasypane pod fundamentami wiaty magazynowej w zabudowaniach byłej spółdzielni ogrodniczej. Po przejściu frontu w 1945 r. we dworze zatrzymał się sztab sowieckiej jednostki, który spalił budynek na odchodnym. Po prawej dom jedynego już autochtona (urodzonego po prawdzie w sąsiednich Łęgajnach). Dowiadujemy się, że w czasie wojny w parku funkcjonował obóz przeszkolenia wojskowego dla starszej młodzieży. Mijamy z lewej drogę do nieczynnego zakładu, dawniej łączyła majątki Nikielkowo i Szypry, znajdujące się w rękach jednego właściciela. Pierwsi powojenni przybysze znaleźli przy wylocie drogi betonową budkę strażniczą i martwego niemieckiego żołnierza. Na terenie zakładu wzdłuż ogrodzenia widać dębową aleję, wyciętą złośliwie przez krasnoarmiejców - szybko odrosła z pni. Wyjeżdżamy z Nikielkowa szosą na Łęgajny, w lesie skręcamy w pierwszą drogę w lewo. Po kilkuset metrach wjeżdżamy w niewielkie zagłębienie. Po lewej widać zarośnięty staw, z którego uchodzi wyschnięty rów melioracyjny. W wodzie da się dostrzec gdzieniegdzie słupy, na których leżał drewniany most - to dalszy ciąg starej drogi na Szypry. Próbujemy ustalić którędy łączyła się z tak zwaną Szyperską Drogą (obecnie fragmentem szosy), ale ślad ginie w zaroślach nad Kanałem Elżbiety (zwanym tu Elżbietką). Wracamy nad staw, przeskakujemy rów melioracyjny. Z drugiej strony widać starą granicę majątku rycerskiego (płytki rów przerywany kopcami z kamiennym słupem na szczycie). Idziemy lasem wzdłuż północno-zachodniego brzegu stawu. Nad samym brzegiem, w stoku doliny wykopana, długa na kilkadziesiąt metrów ziemianka, z licznymi wyjściami od strony wody. W przeciwnym stoku półokrągłe wcięcia. Jest to prawdopodobnie stanowisko baterii przeciwlotniczej ze schronem dla obsługi. Jeszcze długo po wojnie rów był nakryty drewnianym stropem, zamaskowanym z wierzchu darnią. Mieszkańcy Nikielkowa wyciągali z gruntu wewnątrz ziemianki mnóstwo przewodów telefonicznych. Sprawdzamy teren wykrywaczem metali, znajdujemy tylko w jednym miejscu garść kutych gwoździ do drewna. Wygląda na to, że ktoś przeprowadził rozbiórkę. Całe miejsce przed wojną musiało wyglądać inaczej:, las był jeszcze młody, woda nie sięgała tutaj, dopóki nie zaniedbano melioracji. Wracamy na szosę i rozstajemy się z kolegą. Powoli kieruję się na Bogdany. Jadę na wschód do starego mostu na Elżbietce. Most jest niestety świeżo po remoncie. Schodzę na wschodni brzeg i po bocznym wale kanału prowadzę rower przez bagniste śródleśne łąki. W końcu docieram do nasypu kolejowego linii na Korsze. Przepust dla Elżbietki jest nieproporcjonalnie wysoki, przed wojną musiał mieścić regularnie kursującą pogłębiarkę. Jedno lico przepustu jest kamienne, drugie - betonowe. Jeszcze przed wojną poszerzano nasypy z powodu rosnącego ciężaru składów. Idę po torach na wschód do dawnego domku dróżnika (administracyjnie przypisanego już do Łęgajn), stamtąd leśną drogą w prawo. Rozglądam się za samotną mogiłą oznaczoną na mapie po lewej. W przejrzystym lesie zauważam kamienne ściany piwnic dużego gospodarstwa, wśród nich zadbany grób z 1945 r. Jadę dalej na południe do mostu na Elżbietce. Wyjeżdżam na wielką, słoneczną polanę, ładny przedwojenny most stoi wśród trzcin. Jadę kawałek na północ wzdłuż Elżbietki, podziwiając głęboki jar i z powrotem na łąkę. Za mostem zarośnięte ruiny gospodarstwa (jest ich w lesie jeszcze kilka). Widzę na mapie mogiłę, położoną trochę na zachód, na skraju lasu. Długo szukam według niedokładnie oznaczonych zarysów lasu, aż w końcu orientuję się na pobliskie zabudowania. Grób znajduje się na dnie głębokiego wąwozu, na skraju bagnistego strumyka. Zima 1945 r. oczywiście. U wylotu wąwozu widać pola i za wzniesieniem, dachy gospodarstwa. Wyprowadzili w ustronie i w łeb. Nagrobek i ogrodzenie z lat sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych. Mam dosyć zwiedzania. Wracam jeszcze raz na polanę i jadę porządną leśną drogą na Kaplityny, przekraczam drogę krajową nr 16 i dalej za drogowskazem, gruntową szosą na Bogdany. |
powrót |